PZW 82 Gryf Żukowo

Historia kłusownictwa w Smołdzinie – Robert Tracz.

Kolejny dobry tekst Roberta Tracza. Zapraszamy do lektury. 

Historia kłusownictwa w Smołdzinie

Smołdzino – stara wieś Kaszubska nad rzeką Łupawą: Kościół z XVII wieku, dwa sklepy, jedna knajpa całoroczna i kilka sezonowych, oraz elektrownia wodna zbudowana w 1935 roku; niecały tysiąc mieszkańców. Przez kilka powojennych dziesięcioleci, „słynęła” z lokalnych grup kłusowniczych, trzebiących prądem trocie docierające do elektrowni, która uniemożliwiała im dalszą wędrówkę w górę rzeki.

Drugi dzień przemierzam z muchówką prawy brzeg Łupawy poniżej Smołdzina. Rano dostrzegam kilka spławów; obławiam sumiennie te miejsca, zmieniając muchy – ryby całkowicie je ignorują. Kolega łowiący poniżej zapina niedużą trotkę, jednak po krótkim holu ryba się spina tuż przy brzegu. Spinningiści do południa też na zero. Znużony i nieco zniechęcony siadam na ławce przy rzece; sięgam po termos i kanapkę. Niebo błękitne, bez chmurki, w oddali wypiętrza się Rowokół, święta góra Słowińców. Cisza – słychać jedynie odwieczny szept rzeki na przeszkodach i piaszczysto-żwirowych płyciznach. Autochton pojawia się nagle, niczym zjawa, siada obok mnie i prosi o o piątkę na wino. Przygarbiony, twarz w bruzdach jak jesienne pole po orce, i drżące dłonie alkoholika. Wyszmacone spodnie, takaż bluza dresowa z nieczytelnym nadrukiem i rozczłapane adidasy. Przedstawia się: – Władek, tutejszy od urodzenia. Mówi, że ma pięćdziesiąt dwa lata. – Lustruję go wzrokiem; wygląda na siedemdziesiąt dwa. Najwyraźniej chce pogadać; dziękuje za wsparcie, usadawia się wygodniej i zaczyna snuć swój barwny życiorys kłusownika.

– Ryb teraz mniej panie, dużo mniej, wyrybiło się, głównie przez rybaków na jeziorze, co ujście rzeki siatkami obstawiajo. Jeden wonton to majo taki, że pół jeziora zagarno. No i dużo ryb choruje, jesienią przy elektrowni widać jak z wrzodami pływajo, podbierakiem można wybrać, tylko, że te na sprzedaż nie pójdo, chyba, że na tatara pod kielicha. Kiedyś inaczej było, dużo lepiej, dobrze się żyło, pieniędzy nie brakowało, i na wódkę i na papierosy, a i starej się dało. Mówi, że pierwszego dużego trocia zabił cegłą jak miał osiem lat; ojciec ze szwagrem porazili kilka sztuk prądem, a jedna po śniegu skakać zaczęła. Walił, aż ręka rozbolała, krwi na śniegu dużo było i portki zapaćkał. Ojciec potem w domu przed matką go pochwalił. Jak dorósł i wrócił po wojsku, to ojciec akurat zmarł na wylew, więc zorganizował braci i chłopaków z sąsiedztwa, i podzielili rzekę na odcinki, po sto metrów dla każdej grupy, żeby porządek był. Sobie wyznaczyli większy, od elektrowni do kładki, najlepszy, wydajny, bo dalej ryba iść nie mogła. Na to miejsce do dziś miejscowi mówią Cmentarz, bo tam ryby kończyły swój żywot. W dobrym sezonie było 1200, 1500 trociów, a i łososie się trafiały, jednemu do 20 kilo mało brakowało. Największa odpowiedzialność była na chłopakach, co na czujkach stali. Ja przy robocie musiałem mieć pewność, że nikt nas nie podchodzi. Jednej nocy, Bronka, co mnie przy kablu zmienił tak prąd potrzepotał, że musielim go reanimować na kilka sposobów. Chłop przeżył, tyle, że głowy w jedną stronę potem skręcać nie mógł i oczami ciągle mrygał. Przez dwa lata do kabla nie podchodził. Cała ryba szła do „Żyda”, to znaczy do hoteli, pensjonatów, smażalni… a i ludzie z miasta, ze Słupska najwięcej przyjeżdżali, nawet milicjanty… Wędkarze też od nas brali jak gówno złapali. Bo przecież po naszej nocnej szychcie tylko gówno mogli złapać. Pieniądz ja trzymałem i sprawiedliwie rozdzielałem. W knajpie, my raz na tydzień stoliki zestawiali i wódka z najlepszą zakąską dla wszystkich była. Czasem w tym piciu człowiek umiaru nie miał, to i dwa razy w Kocborowie na odwyku sie było. Za drugim razem uciekłem po tygodniu, jak się dowiedziałem, że ryba w rzeke idzie. Niekiedy nas podchodzili, ale jak wszystkie psy w obejściach ujadać zaczęły, to my wiedzieli, że

strażnicy przyjechali. Z nami też pies na robote chodził, mieszaniec, znajda, jasny taki jak kawa z mlekiem, Murzyn się nazywał ale mądry był, obcego na kilometr wyczuł. Raz w sądzie sprawę miałem, jak jeden młody sie napił i na czujce zasnoł, a straż akurat nalot zrobiła. Roboty publiczne sędzia dał, czterysta godzin w gminie. Chyba go pojebało… W dzień liście grabiłem, słupki malowałem i trawe kosiłem przed urzędem, a w nocy z chłopakami po rybe sie szło. Z czasem łatwiej było, bo człowiek rzekę dobrze poznał, stali odbiorcy byli, ceny ryb poszły w górę i telefony komórkowe weszły, przez co komunikacja była. Tyle, że chłopaki zaczeli umierać, jak wróble, jeden po drugim, na wątrobe najwięcej, na serce, na wylewy, na guzy mózgowe, ale i ze stresu, bo robota niełatwa, nie każdy się nadawał, w człowieku duże napięcie stale było. Mnie wzrok strasznie sie osłabił i ręce drżo, o widzisz pan, gdzie mi teraz z kablem po nocy latać. Młodzi żyć tu nie chco, w świat pouciekali, same dziadki zostali. Mój syn na frezarce u Niemca pod Monachium robi, telewizor ma na pół ściany, w tureckich restauracjach sie stołuje, mercem jeździ, a żonie czerwonego audika kupił. Mówi, że za chuja nie wróci. Szkoda, bo ryby na darmo w rzece pływają, nie ma kto ich pozyskać. Ja panie, lubię tu posiedzieć wieczorem i patrzeć jak skaczo i w górę ido, i dawne, dobre czasy powspominać. Widze, że pan na te muche chce cóś złowić… Szkoda sie trudzić. Przy takim słońcu tylko wieczorem albo wcześnie rano szansa na rybe jest. Przyjdź pan wieczorem. Zamilkł; z blaszanego pudełka po landrynkach wyjął skręta, zapalił, i z trudem dźwignął ciało z ławki. Przyjdź pan wieczorem – powtórzył odchodząc – to jeszcze pogadamy.

Robert Tracz

 

P.S.

Spotkanie z Władkiem, kłusownikiem, miało miejsce kilka lat temu. W ostatnim czasie sytuacja na Łupawie uległa zmianie na korzyść – w 2020 roku przy elektrowni zaczęła funkcjonowć nowoczesna, kryta przepławka z monitoringiem. Wstępujące z morza, poprzez jezioro Gardno trocie, mają ułatwiony dostęp na tarliska powyżej Smołdzina, inna sprawa, że obecnie populacji nie dziesiątkują już kłusownicy, lecz wrzodzienica.

Autor Tekstu:Rafał Dzierzgowski || Data dodania: || Opublikowano w kategorii: Bez kategorii